Spalarnie śmieci nie są zagrożeniem dla środowiska?
W Polsce jest obecnie 9 spalarni odpadów, a na przykład w Danii jest ich 23. Aktualnie w Polsce planuje się ok. 30 projektów inwestycyjnych dotyczących tych instalacji. Takie instalacje są najlepszym sposobem dla zagospodarowania odpadów i alternatywą dla ich składowania, bo i zwykłe składowiska są często podpalane i wtedy do atmosfery wprowadza się szkodliwe emisje. Normy dla spalarni odpadów są najwyższe, a dym z ich kominów czystszy niż z elektrowni węglowych czy z przydomowych kominków. Dzięki nim z odpadów, których zagospodarowanie tworzy koszty, tworzy się paliwo energetyczne, które zmniejsza koszty.
Dlaczego miasta nie wykorzystują tych możliwości w takim stopniu jakby mogły i chciały?
Uniemożliwia im to obowiązujące w Polsce prawo, dlatego chcemy je zmienić i wiemy, jak to zrobić. Nie chodzi nam o rewolucję, ale zmiany w konkretnych przepisach, które pozwoliłyby usprawnić wytwarzanie przez miasta własnej energii, a także efektywne wykorzystywanie jej do zaspokajania własnych potrzeb.
Konieczność istnienia stabilnej energetyki centralnej jest poza dyskusją, ale oprócz niej powinny istnieć także dodatkowe źródła energii, w tym właśnie te, które funkcjonują w miastach. Zależy nam na tym, by prawo zachęcało do tego rodzaju inwestycji, przyspieszało proces transformacji energetycznej, ułatwiało ją, czyniło bardziej dla miast opłacalną.
Jakie zmiany w prawie zaproponowaliście?
Nasza pierwsza propozycja dotyczy formalnego uznania miast za ważny podmiot w transformacji energetycznej, a to oznacza konieczność wpisania produkcji i promocji energii ze źródeł odnawialnych w zadania własne gminy. Chcielibyśmy także, by funkcjonujące w gminach wiejskich spółdzielnie energetyczne, umożliwiające łatwiejsze wytwarzanie, przesyłanie i rozliczanie energii pomiędzy jej członkami, mogły powstawać także w gminach miejskich.
Transformacja energetyczna nie może przecież pomijać miast, a nie wszystkie obowiązujące w Polsce przepisy są jednakowo korzystne dla obu rodzajów gmin. Dotyczy to także biogazu, który uzyskuje się z miejskich składowisk odpadów i osadów pościekowych, dlatego zależy nam na zrównaniu jego statusu z biogazem rolniczym. Dzięki temu jego wytwórcy mogliby korzystać z tych samych ułatwień, co wytwórcy biogazu rolniczego.
Co jeszcze powinno się zmienić?
Chcemy np. by wszystkie latarnie zasilane prądem, za który płaci miasto, należały właśnie do niego, a nie do przedsiębiorstwa, które ten prąd dostarcza. Takim przedsiębiorstwom nie opłaca się wymiana zużywających mnóstwo energii opraw sodowych na energooszczędne ledowe, bo wtedy zarabiałyby mniej. Miasta dbałyby o modernizację we własnym interesie. Warunek: latarnie muszą być ich własnością, bo w przeciwnej sytuacji prawo zamówień publicznych i dyscyplina finansów publicznych im na to nie zezwala, na co wielokrotnie wskazywała NIK.
Przygotowaliśmy także projekt dotyczący wymiany energii elektrycznej między gminami i jednostkami miejskimi oraz postulat doprecyzowania zasad zakładania linii bezpośrednich, którymi można ten prąd przesyłać. Na razie takie linie – choć jest o nich mowa w ustawach – nie istnieją, bo jeszcze nikt nie uzyskał zgody na ich założenie. Podobnych propozycji mamy więcej, a wszystkie mają jeden cel: chodzi o to, by miasta w większym zakresie niż dotychczas mogły korzystać z energii, którą wytwarzają samodzielnie.
Co – oczywiście poza własną, tańszą i bardziej ekologiczną energią – zyskałyby miasta, a wraz z nimi ich mieszkańcy, gdyby udało się zmienić prawo?
Niższe rachunki za prąd, ciepło i gospodarkę odpadami to więcej pieniędzy w budżecie, które można przeznaczyć na inne ważne dla mieszkańców cele. Inicjatywy związane z rozproszonymi źródłami energii i zarządzania nią przy pomocy nowoczesnego oprogramowania to również impuls do rozwoju, źródło innowacji i nowe, atrakcyjne miejsca pracy.
Wywiad ukazał się w Biuletynie Wrocławskim