Gramatyka też ma znaczenie?
Tak. W prostym języku urzędowym ważne są czasowniki. Dlaczego? Bo sprawiają, że tekst staje się bardziej dynamiczny dzięki temu łatwiej się go czyta. Z kolei rzeczowniki są jak greckie kolumny - ciężkie i statyczne. Im więcej czasowników i akcji, tym lepiej dla tekstu, bo nasz mózg lubi rytm, a czasowniki go wprowadzają. Jeśli chcemy dotrzeć do kogoś z naszym przekazem, najlepiej unikać też form bezosobowych.
„Niech siada!”, „Niech czeka!”, „Uprasza się” – takie komunikaty wciąż możemy usłyszeć w instytucjach publicznych, chociaż bardziej kojarzą się z PRL-em.
W prostym języku obowiązuje tzw. zasada H2H (human to human), bo za każdym komunikatem czy instrukcją stoi człowiek, więc piszący też powinien zwracać się do człowieka. Ważne są też akapity, śródtytuły, punktowanie, czyli formatowanie tekstu. Dzięki temu łatwiej go będzie przeczytać i zrozumieć. Ściana tekstu odstraszy każdego.
A jak wygląda sprawa z oficjalnymi mailami? Taka komunikacja też rządzi się swoimi zasadami.
Po pierwsze, zaczynamy naszego e-maila od najważniejszej informacji. Po drugie, jego treść powinniśmy móc streścić w jednym zdaniu. Jeżeli nie uda się tego zrobić, to znaczy, że coś poszło nie tak i warto jeszcze raz przemyśleć i skrócić jego treść. Poza tym w takim mailu przekazujemy tylko te informacje, które są potrzebne. Prosto, konkretnie, zrozumiale.
Wspomniany już Tomasz Piekot z Pracowni Prostej Polszczyzny to lanie wody i korporacyjne pitu pitu nazywa językiem abrakadabra albo hamletyzowaniem.
Powinniśmy unikać tego hamletyzowania. Ważne są konkrety. Jeżeli odmawiamy komuś, to napiszmy to na początku tekstu, a w kolejnym zdaniu wyjaśnijmy, dlaczego tak się stało, bez owijania w bawełnę. Nie bójmy się tych negatywnych informacji, ale uzasadnijmy je. Powinniśmy też używać słów, które zna nasz odbiorca.
Prof. Rusinek kilkanaście lat temu oburzył się na słowo „witam” w korespondencji mailowej. Pani jest za czy przeciw?